Budowlani Lubsko zremisowali na własnym stadionie z Pogonią Świebodzin 1:1.
Spotkanie rozpoczęło się od śmiałych ataków naszej drużyny. Od pierwszych minut jednak na pierwszy plan chciał koniecznie wyjść arbiter główny, który większość spornych sytuacji dyktował na korzyść przyjezdnych. Przy rzęsistym deszczu gra w wielu sytuacjach nie wyglądała na składną i było pewne, że może stać się tego dnia dosłownie wszystko.
Nasza drużyna nie chciała jednak wykorzystać fatalnych warunków pogodowych i zamiast próbować strzelać z dystansu, próbowała w kilku sytuacjach "wejść z piłką do bramki". Że to nie najlepszy pomysł udowodnił Dawid Królski, który w 35 minucie przyjął piłkę tuż przed polem karnym i uderzył tuż pod poprzeczkę, a bramkarz gości nie zdołał złapać śliskiej piłki.
Jeszcze przed przerwą nasz zespół stworzył sobie kolejne dobre sytuacje, jednak do szatni schodziliśmy z jednobramkową przewagą.
Po przerwie Pogoń zaczęła aktywniej atakować, jednak to nasza ekipa miała lepsze sytuacje. Blisko zdobycia bramki byli m.in. Tymoteusz Dynowski i Krzysztof Kikoła. Wtedy jednak zaczął ponownie pokazywać się sędzia.
Najpierw łapiący piłkę Manuel Kowalski uprzedził wybiegającego na czystą pozycję napastnika gości. Walczący do końca przyjezdny ostatecznie nie zdołał kopnąć piłki, delikatnie trafił naszego bramkarza. Jak wspominali sami zawodnicy Pogoni, wydawało im się, że to faul na bramkarzu, lecz sędzia z niewiadomych powodów pokazał na wapno, sugerując przewinienie Manuela. Ostatecznie skończyło się na spalonym, który wcześniej wskazał sędzia liniowy.
Dziesięć minut przed końcem jeden z zawodnik gości przebił się lewą stroną boiska i mocno wstrzelił piłkę w pole karne. Pechowo interweniował Michał Bondarenko, piłka odbiła się od Manuela Kowalskiego, który nie zdołał złapać piłki, a do bramki skierował ją napastnik gości.
Jakby tego było mało kilka chwil później Bartłomiej Szymczak ładnym wślizgiem zatrzymał szarżę przyjezdnych, a sędzia przerwał grę, wskazując przewinienie i dał naszemu kapitanowi drugą żółtą kartkę za dotknięcie piłki ręką. Problemy okazały się dwa. Po pierwsze Bartek podczas wślizgu miał naturalnie ułożoną rękę, nie zwiększył obrysu ciała, ani nie wykonał żadnego ruchu, co powinno wykluczać podyktowanie rzutu wolnego, a szczególnie pokazania drugiej żółtej kartki. Na dodatek piłka nie dotknęła ręki, tylko barku, co doskonale było widać po śladzie piłki na barku naszego gracza. Sędzia tego dnia miał jednak własny świat.
Arbiter choć nie wpłynął na wynik spotkania, robił wszystko, by być w centrum wydarzeń i jak najbardziej utrudnić grę naszym zawodnikom. Ostatecznie jednak nasz zespół pod nieobecność Roberta Ściłby mógł w spokoju zdobyć trzy punkty, wykorzystując wcześniejsze sytuacje.
5
